poniedziałek, 15 października 2012

Weltschmerz....

Poczułam dzisiaj to co zostało przeze mnie już dawno zapomniane.
No i znowu nie umiem tego nazwać. To już nie jest irytujące raczej wkurwiające.
Może to dlatego, że boli mnie głowa może dlatego,
że nie mogę teraz słuchać muzyki z jej braku czuje się nieswojo, a może to jeszcze inny powód.

Ból istnienia, choroba wieku coś w tym stylu.
Czuje, że się dusze, za ciasno mi jest, jestem zniewolona.
Ogranicza mnie wszystko te cholerne ciało, duszę się w nim czuje,
że moja duszą chciałaby je opuścić.
Szkoła wypłukuje ze mnie wszystko co pozytywne.
Budzę się codziennie i zasypiam, rutyna życia mnie zabija.
Idealność świata,
który tak naprawę jest jednym wielkim chaosem i na każdym kroku zauważam niedoskonałość,
która mnie denerwuje.
Ludzie tego nie widzą zajęcia są swoimi cholernie przyziemnymi i dołującymi sprawami,
wpadam w to gówno codzienności razem z nimi.
Tym samym czuje, że to wszystko co tu jest też czuje się całkiem nie na miejscu.
Takie to nijakie wszystko, przewidywalne, co dziennie takie same,
a ja chciałabym żeby każdy dzień był inny,
żeby codziennie było coś innego, żeby mnie co chwila zaskakiwało.
Naukowcy udowodnili,
że człowiek przynajmniej raz w miesiącu powinien przemeblowywać swój pokój/mieszkanie
bo wtedy ma lepsze samopoczucie
Ja chciała bym przemeblować cały świat, drzewa, ziemie, budynki, słońce, gwiazdy, księżyc, kamienie, ludzi.
Ludzi. który niby są inni, każdy z nich jest indywidualnością,
a tak naprawdę różnice jakimi się od siebie różnią są tak niewielkie, że aż niezauważalne.
Wszyscy chcą być tacy sami i nie wyróżniać się, bo niby to co inne jest złe i odstaje od norm. Powiedz takiej osobie, że niczym się nie różni od innych to Cię złaja,
pożre, tłumacząc Ci jaka to ona/on jest wyjątkowa/wyjątkowy.

I może to dlatego tak się źle czuje,
że nie mam pieniędzy na papierosy, na igłę bo chce zrobić kolczyk kolejny,
na baterię do MP3 żeby słuchać muzyki.
I tu wychodzi, że aby mieć dobre samopoczucie nie wystarczy trochę słońca,
sobotnie popołudnie i wspaniali ludzie.
Do szczęścia są jednak potrzebne pieniądze
ale nie same w sobie tylko oddane za to co powoduje to szczęście.
Cholerny XXI wiek gdzie do wszystkiego potrzebujesz kasy i układów,
a wszelkie wartości jakie posiadasz z dobrych filmów, zajebistych książek czy od mądrych ludzi
ktoś inny weźmie i użyje do podtarcia sobie dupy.
Idź do kościoła ksiądz ci powie jak wyglądać powinno twoje życie jak powinieneś postępować,
a potem zapytaj o to samo rodzinę z trójką dzieci,
bezrobotną matką i ojcem zarabiającym najniższą krajową,
następnie spójrz na to czym jeździ ksiądz i czy opłaca jakiekolwiek podatki,
czy utrzymuje kogokolwiek po za sobą.

Nie chce mi się żyć tutaj gdzie równość i braterstwo,
zasada jednej wielkiej rodziny panuje tylko w słowach, a rzeczywistość doprowadza do płaczu.
Rzygam tym wszystkim, ludźmi, całym tym światem,
potrzebuje spokoju tak na tydzień ale nie kurwa trzeba rano wstawać chodzić do szkoły/ pracy,
oglądać te same twarze tych wszystkich ludzi.
Tak sobie myślę, że gdybym pewnego razu poszła do lekarza,
a on powiedział mi,
że został mi rok życia uciekła bym stąd, zaszyła się w jakieś dziurze z daleka od cywilizacji,
raz na jakiś czas bym tylko jeździła po zapasy żywności i tak bym ten rok przeżyła,
tak by mi było najlepiej.
Teraz muszę wracać do rutyny, do monotonni, odrobić lekcje nauczyć się podobno na jutro, iść spać i znowu wstać z tym bólem istnienia, niechęcią do wszystkich ludzi i całego świata, do życia.


Nie chce nikogo obrażać ani jego poglądów na ten temat
to jest tylko moje własne zdanie, odczucia i obserwację.