czwartek, 30 stycznia 2014

Alternatywna osobowość

Siedzę na dachu jakiegoś bloku sama nie wiem jak tu dotarłam. 
Odpalam kolejnego fajka myślę, że mam już chyba dosyć.
Zastanawiam się czy skok coś zmieni.
Czy będzie tęsknić? Przecież tyle razy ją skrzywdziłam?
Czy uroni choć jedną łzę za potworem przez którego ciągle mokną jej policzki?
Wiele pytań, czemu nie potrafię na nie odpowiedzieć.
Może dlatego, że zdaje sobie sprawę jak cierpi, a może przez to że sama bym sobie tego nie wybaczyła, nie zapłakałabym, nie zatęskniła.
Jestem żenująca, tak zdaje sobie z tego sprawę.
Sama psuje szczęście, a potem chce żeby przyjmowała mnie z otwartymi rękami.
No śmieszne, czy ja ją uważam za idiotkę, nie. Więc po cholerę to robię.
Nie wiem.
Czasem marzę żeby wszystko ponaprawiać,
wrócić do tego cudownego początku, marzę żeby była szczęśliwa.
Staram się nawet wtedy ale to jest działanie na krótką metę,
zapominam o celu i ulegam emocjom przy pierwszej lepszej kłótni/nieporozumieniu.
Zachowanie godne małego dziecka,
zamiast szukać rozwiązań i brać wszystko na chłodno ja dążę do wygranej w tej kłótni, moim ciosem jest rozstanie wtedy wygrywam.
Beznadziejny przypadek, tak cholernie bezradna wobec własnego braku kontroli.
Odpalam kolejnego, moje zimne usta dotykają filtra,
smakuje go tak jak to by miał być mój ostatni.
W drugiej trzymam telefon podświetlony Jej nr. zastanawiam się czy napisać,
 tak bardzo chce przeczytać wiadomość od Niej.
Wiedzieć, że słowa na ekranie są skierowane tylko do mnie.
Czasem potrzebuje kilku dni bez Niej żeby zdać sobie sprawę jak cholernie ją kocham.
Czasem w tym pędzie czuje, że moja miłość do Niej się wypaliła,
może dlatego też tak łatwo ją porzucam.
Trzy dni, 3 pieprzone dni i czuje jakby każda część mojego ciała
krzyczała z tęsknoty za Nią.
Wtedy myślę, że jeśli to nie miłość to takie samo uzależnienie jak te,
które własnie wciągam w płuca.
Zastępuje je jakimiś gównianymi zamiennikami,
które tak naprawdę ani uszczęśliwiają ani nie pomagają zapomnieć, jedynie uśpić. Ją - dziewczynami, fajki - elektrycznym papierosem.
W obu przypadkach gówno to dało. Zawsze do tego wracam, z tęsknoty.
Zrzucam peta, patrzę jak spada,
zastanawiam się czy ja też bym tak leciała, w końcu to 11 piętro.
Zaczynam pisać, pretekst wystarczy,
chce sprawdzić czy podejdzie do mnie z miłością czy oschle.
Od tego zależy ja dalej potoczy się rozmowa.
Wysyłam, patrzę w dal. Z wysokich kominów fabrycznych leci biały gęsty dym. Uśmiecham się lekko drwiąco, przemknęła mi przez głowę myśl, że to moje płuca.
Odpisała,
ostudziła lekko mój zapał do przeprosin i łajania się za wcześniejsze zachowanie.
Odpowiedzi są dyplomatyczne za równo z mojej jak i Jej strony.
Ale przecież chce to naprawić więc powtarzam, że kocham.
Po prostu chce to samo przeczytać od Niej ale to z serca, wiem kiedy tak jest.
''Kocham Cię i tęsknie. To tyle'' Ma racje,
'' tyle'' wystarczy abym zeszła z tego budynku i postarała się żeby
to moja osoba leżała obok Niej w łóżku jak co dnia nie ktoś inny.
Zabieram malboro, czarną zapalniczkę i dusze,
która leżała na krawędzi tego dachu.
Otwieram drzwi, idę w duł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz